W pociągu poznałem też faceta i zamieniliśmy kilka słów po chińsku (podstawy: skąd jestem, gdzie pracuje, ile mam lat i jakie miasta zwiedziłem w Chinach). Zdań było dosłownie kilka, żeby ktoś sobie przypadkiem nie pomyślał, że po roku nawiązuję skomplikowane konwersacje :P Kiedy dojechałem nad ranem do Shenzhen, okazało się, że ów dżentelmen przyjechał z całą grupą znajomych! Widocznie kogoś jednak brakowało, bo każdy trzymał tabliczkę z napisem: „You should be here”. Jako, że „I was there”, to mnie sympatyczny pan z pociągu rozpoznał i zaraz mogłem już cieszyć się sesją zdjęciową na powitanie :P Troszkę byłem śpiący, więc czym prędzej rozpocząłem poszukiwania mojego lokum. Hostel, który zabukował Nebo, zrobił nam niezły numer. Za cenę jaką podali na Internecie, zaoferowali rzeczywiście pokój dla dwóch osób, ale z jednym łóżkiem! Śmieszna sytuacja, bo gdzie nie jadę z moim współlokatorem, zawsze dają nam pokój z jedną pościelą. Grzecznie uświadomiłem państwa recepcjonistów, iż my nic z tych rzeczy i wolałbym jednak dwa łóżka :)
Sześć godzin chodzenia, dało mi się we znaki. Po fatalnej kurzajce nie ma już ani śladu, gdyż udało mi się ją wyleczyć japońskimi lekami, które specjalnie dla mnie zamówił kumpel. Nie przeszkodziło to jednak moim nowym butom trekkingowym na wykreowaniu 5 odcisków… Zwiedzało się więc bardzo komfortowo.
Po wspaniałych widokach, zjechaliśmy kolejką do centrum. Tam złapaliśmy metro, które podwiozło nas do stacji „Diamond Hill”. Znajdują się tam ogrody i przepiękny klasztor. A wszystko to wkomponowane w blokowiska. Niestety byliśmy troszkę spóźnieni i większość rzeczy była już zamknięta. Spacerując po ogrodach, stwierdziłem, że może to i lepiej. Nie było ludzi, cisza, spokój. Wszędzie lampki i mostki drewniane, a z ukrytych głośników, przyjemna melodia. Wymarzone miejsce na pierwszą randkę! :) Jakbyście kiedyś byli w Hong Kongu, odwiedźcie koniecznie :) Nie bez powodu ten niewielki ogród znajduje się w pierwszej piątce atrakcji Hong Kongu na trip advisorze.
Pozdrowienia,
Kubik