Choć przez hotel jestem trochę uwiązany w Wuhan, nie jest nigdzie powiedziane, że czasem nie mogę gdzieś się stąd urwać. Taką króciutką wyprawę przyniósł ze sobą miesiąc październik. Przez ostatnie 3 dni pomieszkiwałem sobie w Szanghaju i co muszę publicznie przyznać, jest to głównie zasługa mojego serbskiego współlokatora Nebojszy. Podczas WTA Wuhan, nawiązał on bowiem kontakt z agentem sportowym (również Serb), który w Chinach mieszka od 15 lat i ma spore znajomości. Nebojsa zapytał go kulturalnie, czy nie udałoby mu się załatwić biletów na jakiś mecz, podczas męskiego turnieju tenisa w Szanghaju. Swoją drogą, wyszła na jaw sympatyczna natura Serbów, którzy zagranicą bardzo sobie pomagają i nie mają skrupułów, by o pomoc poprosić! Wydaję mi się, że z Polakami to mimo wszystko różnie bywa, bo i sam miałem okazję spotkać kilku. Nie chcę jednak generalizować, zdarzają się też pomocne dusze (jak kolega Jacek, który mieszka w Szanghaju i dał nam wiele cennych wskazówek. W Chinach zupełnie inaczej=lepiej te relacje się kształtują) :) Aby nie rozwodzić się za bardzo na temat mentalności, pozwólcie, że wrócę do meritum. Na początku października Nebojsa otrzymał telefon od agenta, że załatwił 2 bilety od samego Nowaka Djokovica. Spakowaliśmy więc plecaki i zabukowaliśmy tani hostel w centrum miasta.
Przyjechaliśmy z samego rana nocnym pociągiem. Szybko odnaleźliśmy nasz hostel i ruszyliśmy pozwiedzać! Jak już wspomniałem, nasz nocleg znajdował się właściwie w samym centrum, więc daleko nie musieliśmy chodzić. Jedną z najważniejszych atrakcji, którą odwiedziliśmy jako pierwszą jest tzw. Bund. To chyba najbardziej popularne miejsce w Szanghaju, znane wszystkim z telewizji. Zabytkowe budynki, luksusowe hotele, wielkie pomniki i niesamowity widok na finansową dzielnicę Szanghaju po drugiej stornie rzeki HuangPu. Posiedzieliśmy chwilę przy kawce na Bundzie i skierowaliśmy się ku Nanjing Road. Jest to ulica, która służy jako główny deptak już od bardzo wielu lat. Masę obcokrajowców, wycieczek i Chińczyków sprzedających latarki, zegarki, torebki i lasery! Spróbowaliśmy trochę Szanghajskich wyrobów, które zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu niż te w Wuhan, gdyż nie były w ogóle ostre :) Nie było zbyt wiele czasu, bo o godzinie 18 musieliśmy odebrać bilety na korcie centralnym, w jednej z bramek. Szczęście nam sprzyjało, gdyż w półfinale na jaki się wybraliśmy spotkało, się dwóch wspaniałych tenisistów (Novak Djoković z Rogerem Federerem). Nie wiem, po ile stały bilety, ale prawdopodobnie były bardzo drogie i ciężko byłoby je dostać, bo stadion był zapełniony po ostatnie miejsca. Poziom meczu nie pozostawiał złudzeń, że spotkali się dwaj najlepsi tenisiści świata! Pomijając aspekt wizualny całej oprawy, emocje sięgały zenitu, kiedy to obaj zawodnicy, raz po raz wyciągali się jak struna odbijając niemożliwe piłki! Spotkanie wygrał Federer 6-4 6-4, co niespecjalnie spodobało się Nebojszy z wiadomych względów :P
Przyjechaliśmy z samego rana nocnym pociągiem. Szybko odnaleźliśmy nasz hostel i ruszyliśmy pozwiedzać! Jak już wspomniałem, nasz nocleg znajdował się właściwie w samym centrum, więc daleko nie musieliśmy chodzić. Jedną z najważniejszych atrakcji, którą odwiedziliśmy jako pierwszą jest tzw. Bund. To chyba najbardziej popularne miejsce w Szanghaju, znane wszystkim z telewizji. Zabytkowe budynki, luksusowe hotele, wielkie pomniki i niesamowity widok na finansową dzielnicę Szanghaju po drugiej stornie rzeki HuangPu. Posiedzieliśmy chwilę przy kawce na Bundzie i skierowaliśmy się ku Nanjing Road. Jest to ulica, która służy jako główny deptak już od bardzo wielu lat. Masę obcokrajowców, wycieczek i Chińczyków sprzedających latarki, zegarki, torebki i lasery! Spróbowaliśmy trochę Szanghajskich wyrobów, które zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu niż te w Wuhan, gdyż nie były w ogóle ostre :) Nie było zbyt wiele czasu, bo o godzinie 18 musieliśmy odebrać bilety na korcie centralnym, w jednej z bramek. Szczęście nam sprzyjało, gdyż w półfinale na jaki się wybraliśmy spotkało, się dwóch wspaniałych tenisistów (Novak Djoković z Rogerem Federerem). Nie wiem, po ile stały bilety, ale prawdopodobnie były bardzo drogie i ciężko byłoby je dostać, bo stadion był zapełniony po ostatnie miejsca. Poziom meczu nie pozostawiał złudzeń, że spotkali się dwaj najlepsi tenisiści świata! Pomijając aspekt wizualny całej oprawy, emocje sięgały zenitu, kiedy to obaj zawodnicy, raz po raz wyciągali się jak struna odbijając niemożliwe piłki! Spotkanie wygrał Federer 6-4 6-4, co niespecjalnie spodobało się Nebojszy z wiadomych względów :P
Po meczu, powrót do hostelu, szybki prysznic i prosto na miasto. Skoro jestem już przy temacie hostelu, nie sposób nie wspomnieć o małej niespodziance, która zastała nas po przyjeździe. Nie mam bladego pojęcia, czy była to nasza wina przy rezerwacji czy może ktoś z hostelu coś przekręcił, ale przydzielono nam pokój z jednym łóżkiem… Oczywiście chcieliśmy zmienić na inny, ale wszystkie pozostałe były zajęte. Po dziwnych spojrzeniach przy recepcji, w końcu udało się załatwić drugą pościel, co by choć trochę się oddzielić :D No ale nie przyjechaliśmy do Szanghaju żeby siedzieć w pokoju. Pierwszego dnia po meczu udaliśmy się na miasto na piwko. Przez prawie roczny okres pracy w Wuhan, zapomniałem już jak to jest, kiedy przed klubami roi się od studentów (obcokrajowców). Prócz rzeszy młodych ludzi, co pięć minut zaczepiały mnie wykwalifikowane specjalistki od fizjoterapii (jak mniemam), oferując „very happy masaż” w przestępnej cenie 300-400 yanów. Specjalistek było chyba nawet więcej niż tych studentów.
Na drugi dzień wstaliśmy nieco później. Nebo, sprawdzając koszykarskie newsy (jest wielkim fanem kosza, gdyż jego ojciec grał kiedyś w reprezentacji kraju, wtedy jeszcze Jugosławii) całkowicie przypadkiem natknął się na mecz… NBA! Sporo osób pewnie zapyta: „Jakim cudem NBA, skoro rozgrywki te można obejrzeć tylko w Stanach?!” Okazuje się, że przed sezonem niektóre drużyny grają mecze w celach promocyjnych w różnych miejscach na świecie. Tak się akurat trafiło, że 13 października w Szanghaju miały zmierzyć się drużyny Sacramento Kings – Brooklyn Nets. Oczywiście nie mogliśmy przepuścić takiej okazji :) Szybko znaleźliśmy drogę na Mercedez Arenę i po długich pertraktacjach, wytargowaliśmy od jakiś Chińczyków z ulicy 2 bilety na meczyk. Wspólnymi siłami zeszliśmy z ceny 2200 yanów na 260… taka tam niewielka różnica – ot co!
Na drugi dzień wstaliśmy nieco później. Nebo, sprawdzając koszykarskie newsy (jest wielkim fanem kosza, gdyż jego ojciec grał kiedyś w reprezentacji kraju, wtedy jeszcze Jugosławii) całkowicie przypadkiem natknął się na mecz… NBA! Sporo osób pewnie zapyta: „Jakim cudem NBA, skoro rozgrywki te można obejrzeć tylko w Stanach?!” Okazuje się, że przed sezonem niektóre drużyny grają mecze w celach promocyjnych w różnych miejscach na świecie. Tak się akurat trafiło, że 13 października w Szanghaju miały zmierzyć się drużyny Sacramento Kings – Brooklyn Nets. Oczywiście nie mogliśmy przepuścić takiej okazji :) Szybko znaleźliśmy drogę na Mercedez Arenę i po długich pertraktacjach, wytargowaliśmy od jakiś Chińczyków z ulicy 2 bilety na meczyk. Wspólnymi siłami zeszliśmy z ceny 2200 yanów na 260… taka tam niewielka różnica – ot co!
Na meczu pojawił się nawet sam Shaquille O'Neal, który ma jakieś udziały w jednej z ekip, więc był to dla nas dodatkowy smaczek. Mimo, że nie jestem jakimś mega fanem koszykówki, mecz zrobił na mnie ogromne wrażenie! Spotkanie wygrali Brooklyn Nets, a my z Nebojsą udaliśmy się do pobliskiej galerii sztuki… Po godzinnej intelektualnej uczcie, chwilami refleksji i głębokiej kontemplacji na temat obrazów, które prawdopodobnie nic nie oznaczają, postanowiliśmy wrócić do centrum :D Kolejne godziny zleciały nam na piwku i zwiedzaniu imprezowej dzielnicy – Xin tien di.
Trzeci dzień postanowiliśmy przeznaczyć na „perełkę” architektury Shanghaju – Pearl Tower. Było to jedno z niewielu miejsc jakie kojarzyłem, charakterystyczne dzięki szklanej podłodze. Mimo, że nie mam lęku wysokości, widok rozpościerający się pod moimi stopami, naprawdę zapierał dech w piersiach! Kilka zdjęć i krótka wycieczka po muzeum znajdującym się na najniższym piętrze w zupełności nam wystarczyła przy zwiedzaniu Pudongu (finansowa część Shangaju). Na sam koniec udało nam się zobaczyć ogrody YuYuan, a także starówkę z zabytkowymi chińskimi budowlami. Wyjechaliśmy tylko na 3 dni, a i tak udało nam się zobaczyć większość atrakcji :)
Z bólem serca wróciliśmy do „lokalnego” Wuhan i po raz kolejny trzeba wrócić do szarej rzeczywistości i ciągłego myślenia: „Byle do stycznia!” :P W Wuhan wracając do hotelu, spotkaliśmy znajomą i wstąpiliśmy na chwilę do supermarketu,a tam dość nietypowy produkt....
Ps: Tak sobie teraz przypomniałem, że post ten miał być o akademiku, ale ten Szanghai tak niespodziewanie wyskoczył, że nie mogłem go pominąć! :)
Ps2: Oczywiście nagrałem trochę filmików, jednak internet w akademiku (a właściwie jego brak) nie pozwala mi na umieszczenie ich w serwisie Youtube :/ Postaram się jednak jak najszybciej to ogarnąć! :)
Do usłyszenia
Kuba
Ps2: Oczywiście nagrałem trochę filmików, jednak internet w akademiku (a właściwie jego brak) nie pozwala mi na umieszczenie ich w serwisie Youtube :/ Postaram się jednak jak najszybciej to ogarnąć! :)
Do usłyszenia
Kuba